Autokar wykańcza nas swoja ograniczoną przestrzenią bezgranicznie wypełnioną pasażerami. Spanie na ograniczonej przestrzeni zostalo doprowadzone do perfekcji, prawdopodobna ilość wynalezionych pozycji przekroczyła liczbę proponowanych przez Kamasutrę... I nie da sie ukryc, ze udo żony jest wybawieniem - dla złozenia głowy nań :) Popołudniu przekraczamy granicę Hellady... Witają nas klopy na stojaka o czym rozradowanym głosem informujemy bliskich przez telefon. Gdy okazuje się, że rano mamy wypływać z tego samego portu Marlena proponuje nam nocleg - abysmy się nie wałęsały po nocnych Atenach a jej by było raźniej. A my na to jak na lato:) Po kilku godzinach wypatrywania widoczków i morza ok.23 docieramy do Aten. Zanim zdążymy odnaleść plecaki, Marlena znajduje Jarka i po paru minutach siedzimy z nimi w żółtej taksówce. Jarek z niezłomnym uporem sadza nas w ogródku kawiarni, karmi i stawia piwo. Zagaduje nas okrutnie i mimo zmęczenia wieczór (hehe wieczór) mija szybko. Nasz pierwszy smak Grecji... w środku nocy sałatka grecka z Heinekenem, przy palmach i tętnie ulicy. Karramba. Parę minut spacerkiem dalej znajduje się mieszkanie Jarka. Pokazuje nam albumy rodzinne i opowiada o co nieco o swym życiu polskiego prostego robotnika w Grecji.